Iiiiiii nareszcie! Pierwszy prawdziwie naukowy wpis, czyli lecę na poważnie z tym, czym zachwycam się najbardziej ;) Brak snu, utrata łaknienia, kompulsywne wręcz myślenie krążące wokół jednego tematu… Nerwica natręctw? Blisko. Zakochanie. Dziś o tym, co dzieje się w mózgu osoby zakochanej i czym objawia się to w jej codziennym funkcjonowaniu. A dzieją się rzeczy przepiękne! (i szalone. I trochę przerażające. Przez co niesamowite.). Miłość jako emocja zlokalizowana jest w układzie limbicznym. Z tyłu głowy. Układ ten obejmuje m.in. hipokamp, ciało migdałowate i jądro półleżące, i właśnie te obszary są u osób deklarujących się jako zakochane najbardziej aktywne. Jeśli przyjrzymy się zapisom obrazu pracy ich mózgu, wykonanych metodą skaningu, zauważymy że rejon ten jest wprost zalewany przez substancje chemiczne wywołujące stan uniesienia i zachwytu. Grafiki na ekranach monitorów podłączonych do tomografów są wtedy przepięknie kolorowe. Badacze uniwersytetów w Oksfordzie przebadali mózgi ponad 75 osób uważających się za zakochane. U 98% procent z nich najbardziej aktywnym obszarem był właśnie układ limbiczny. I teraz coś przerażającego. Kora przedczołowa, odpowiedzialna za logiczne, świadome myślenie i krytyczny osąd była nieaktywna. Podczas gdy układ limbiczny zachwycał wielokolorowością, kora związana z myśleniem jest praktycznie calutka czarna. Kolejny zonk! Obszary odpowiedzialne za percepcję obrazu, z którymi łączą się nerwy mózgowe, również były ciemne (co jest dowodem na prawdziwość powiedzenia ,,miłość jest ślepa’’). Upraszczając można powiedzieć, że sygnał płynący ze zmysłów, w swoim podekscytowaniu pięknem które właśnie ujrzało, wybiera szybszą drogę - płynie prosto przed siebie jak szalone przekazać info układowi limbicznemu, nie zawracając sobie...głowy odwiedzeniem ośrodków odpowiedzialnych za logiczne myślenie. Bo i po co to komu. Będąc zakochanym dosłownie niedowidzimy, bo cała aktywność mózgu przeniesiona jest do układu limbicznego. Stąd też często dopiero po kilku miesiącach, gdy miejsca odpowiedzialne za percepcję obrazu i krytyczny osąd zaczynają wracać do wcześniejszego poziomu funkcjonowania, zauważamy w wyglądzie partnera to, na co wcześniej nie zwróciliśmy najmniejszej uwagi. Ale co właściwie pobudza układ limbiczny sprawiając że tak przepięknie się mieni różnymi kolorami? W mózgu w czasie zakochania pojawiają się charakterystyczne substancje, głównie fenyloetyloamina w ogromnym stężeniu, dopamina, serotonina (o czym w kolejnym wpisie). Nic więc dziwnego, że w czasie zakochania zdarza się nam zachowywać nieracjonalnie, inaczej, nietypowo, choćbym nie wiem jak racjonalnymi ludźmi bylibyśmy na co dzień. Pojawienie się w mózgu substancji chemicznych zalewających układ limbiczny powoduje pocenie się, czerwienienie (najgoooooorzej.....), przyspieszony rytm serca. Ponadto, ludzie zakochani do normalnego funkcjonowania potrzebują średnio dwie trzecie MNIEJ snu. DWIE TRZECIE! Taka oszczędność czasu że aż jestem w stanie wybaczyć brak racjonalnego myślenia. ,,Kochajmy się, wszyscy!”, jak mawiał wieszczu. Lećmy dalej, bo mózg nie odpuszcza i zaskakuje kolejnymi zmianami. Jakby brak racjonalnego myślenia i niedowidzenie to było za mało, to na dodatek zakochani mają zaburzoną percepcję czasu. Dlatego czekanie 5 minut na obiekt naszych westchnień wydaje się dłużyć jak najnudniejszy wykład z prawa oświaty. Poza tym, blisko 97% procent czasu osoby w początkowej fazie zakochania myślą wyłącznie o obiekcie swojej miłości. Natręctwo jak nic. Takie samo jak mycie rąk co 5 minut. Biorąc to wszystko pod uwagę, zakochania można by użyć jako podstawy do medycznego usprawiedliwienia swojej niewydajności w pracy, gdyby nie fakt że zanim dostaniemy się przez NFZ na tomografię to zakochanie zdąży już osłabnąć lub całkowicie minąć, pozwalając nam na powrót do normalnego funkcjonowania, bo stan ten nie może się przecież utrzymywać za długo. Nie udźwignęlibyśmy tego fizycznie. Stężenie substancji odpowiedzialnych za te zmiany systematycznie więc spada, następuje też proces habituacji (zanikania reakcji na bodziec). I powolutku powracamy do rzeczywistości w której śpimy dłużej, widzimy dokładniej i racjonalniej myślimy ,,co my żeśmy w niej/nim widzieli...''....
0 Komentarze
W tym tekście zajmę się drugim rozumieniem ,,komunikacji’’, o którym wspomniałam w poprzednim wpisie. Tym razem komunikacja rozumiana nie jako ,,słownictwo’’ a jako ,,rozmowa’’. Rozmowa między partnerami o ich potrzebach i fantazjach, a także o tym, co nam nie pasuje i co chciałoby się zmienić. Komunikacji jako podstawy udanego związku i udanego życia seksualnego. Komunikację i otwarte mówienie o swoich fantazjach zawsze uważałam za coś oczywistego, naturalnego. Czy to w ramach gry wstępnej przy kolacji, czy to pisząc SMSy w stylu ,, mam ochotę na…’’ w celu ,,nakręcenia się’’ w ciągu dnia, czy to wymiana spostrzeżeń w łóżku, po seksie. Dlatego byłam dość mocno zaskoczona, gdy niedawno koleżanka żaląc się, że partner nie spełnia jej fantazji, na pytanie czy powiedziała mu o nich nazywając je wprost odpowiedziała że ,,Nie. Ale zasugerowałam!” . Od tego czasu zastanawia mnie, skąd bierze się taki opór przed mówieniem o swoich potrzebach (i wiara w to że partner jest domyślny na tyle że zrozumie takową sugestię...). Przecież partner to często najbliższa nam osoba z którą jesteśmy z własnego wyboru. Ale nawet najlepiej dopasowany partner seksualny nie domyśli się wszystkich naszych fantazji. Przyznaję – rozmowy takie nie są łatwe, zwłaszcza na początku, gdy nie wiemy jak partner zareaguje na nasze fantazje. Do niektórych fantazji nie chcemy się czasami przyznać sami przed sobą, a co dopiero przed drugą osobą. Inną przyczyną nie mówienia o swoich potrzebach jest brak odpowiednich pojęć ( o czym w poprzednim wpisie), ale też brak akceptacji swojego ciała i wynikający z niego wstyd. Jeszcze inni uważają, że seks jest czymś co się robi a nie o czym się gada, a rozmowa odziera go z tajemniczości. No ok, rozpisałam się skąd mogą brać się kłopoty z mówieniem o seksie, jakie mechanizmy mogą do nich doprowadzić... Ale jak w ogóle zacząć? Nie ma co z rozmową na temat potrzeb czekać, aż całkowicie przestaniemy czerpać przyjemność z seksu. Jeśli lubisz ostry, dziki seks, a partner/-ka gładzi cię delikatnie po każdym ruchu bojąc się że coś cię zaboli, bez rozmowy nie domyśli się czego tak naprawdę potrzebujesz. Tym bardziej jeśli (olaboga!) udajesz orgazm. Najlepsze i najbardziej naturalne będzie porozmawianie przy kolacji, lub napisanie partnerowi naszych fantazji w ramach gry wstępnej. Napisanie maila gdy partner jest w pracy, SMSa gdy siedzicie w barze ze znajomymi, wrzucenie liściku do kurtki przed wyjściem do sklepu są dobrym rozwiązaniem gdy mamy problem z samym wypowiedzeniem naszych potrzeb, a nie ich określeniem. Nie zawiera to w sobie ani poważnego i stresującego ,,porozmawiajmy’’, a może dodatkowo zaskoczyć partnera i stworzyć pełną pozytywnego napięcia atmosferę. Innym sposobem jest gra w skojarzenia: na zmianę rzucacie słowa związane z seksem (mogą to być pozycje, miejsca, gadżety itp.) i oboje odpowiadacie: ,,tak’’, ,,nie’’, ,,jeszcze nie’’ (dając zezwolenie na powrót do tematu za jakiś czas), ,,tak, ale jeśli to nie ja będę miał zasłonięte oczy’’, ,,nie, chyba że to ty będziesz stroną dominującą’’ itd.. Z rzeczami co do których oboje jesteście zgodni możecie dodatkowo zrobić karteczki do losowania i je wykorzystywać w czasie seksu. Taka gra jest bardzo fajną okazją do usłyszenia co naszego partnera kręci, ale też pod jakim względem się różnimy, zauważenia że to co jedną osobę podnieca, drugą może odrzucać i blokować. Ważne jest akceptowanie tego, poszanowanie, nie obwinianie go za to że ma inne preferencje niż my. Nasze potrzeby są bardzo ważne, ale zdanie partnera również. Istotne! Trzeba pamiętać, żeby rozmowy o potrzebach nie wykorzystywać jako okazji do wyrzucenia swoich pretensji, do oskarżania. Zostańmy przy przykładzie ostrego seksu. Nie mówmy z wyrzutem ,,bo ty to zawsze taki delikatny jesteś!’’ czy ,,jesteś za słodka'', tylko ,,chciałabym żebyś….’’, ,,nie mogę się doczekać aż…’’, ,,chciałbym spróbować…’’. Ważne jest też chwalenie partnera – najlepiej na bieżąco (nie odwlekamy pochwały, behawioryzm! ;) ) – gdy zrobi coś, co nam się spodoba. Słowne wyrażenie zadowolenia w czasie seksu jest prawie stuprocentową gwarancją że partner swoje zachowanie będzie powtarzał, bo każdy przecież lubi być chwalony. Kończąc. Do zapamiętania! Komunikacja jest podstawą udanego związku i udanego życia seksualnego. Rozmowy budują bliskość i zaufanie. Ciężko spełniać fantazję z kimś, kto o nich nie wie, a mówienie wprost o swoich potrzebach może wprowadzić do waszego związku zupełnie nową jakość. Bardzo długo zastanawiałam się, o czym powinien być pierwszy ,,właściwy’’ wpis na blogu. Tyle do opisania! Po długich rozmyślaniach zdecydowałam, że zacznę od podstawy podstaw, czyli komunikacji. Komunikacji rozumianej na dwa sposoby:
Zacznijmy więc od tematu nr 1. Jacek Walkiewicz w swoim niesamowitym wykładzie ,,Pełna moc możliwości’’ powiedział: ,,Zmień swoje słownictwo, a zmienisz swoje życie’’. Język jakim się posługujemy nie tylko opisuje rzeczywistość, ale i ją kreuje. To, jakich słów używamy do mówienia o naszej seksualności, potrzebach, o naszym ciele, ma gigantyczny wpływ na nasze postrzeganie własnej fizyczności i pewność siebie, co dalej owocuje satysfakcjonującym (bądź nie) życiem seksualnym. Na szczęście jest to coś, czego można się nauczyć. A autorka wpisu jest tego najlepszym przykładem ;) Powiedzmy sobie szczerze – język polski rozmowom o seksie nie sprzyja. Czasami wręcz w nich przeszkadza. Przez lata o seksie i anatomii nie mówiono, stąd język nie miał szans się pod tym względem wykształcić i jest bardzo ubogi, brak w nim neutralnych pojęć. Pomyślcie teraz: jak nazywacie kobiece narządy rozrodcze? ,,Wagina’’? ,,Cipka’’? ,,Srom’’? Jedne zbyt medyczne, inne wręcz dziecięce, cukierkowe, infantylizujące. Z mężczyznami problemu takiego nie ma: pojęć jest mniej, ale łatwo wybrać takie, które nie brzmią wulgarnie. ,,Penis’’ brzmi wręcz dumnie (osobiście uważam że słowo ,,pochwa’’ również, choć zdaniem wielu jest to słowo zbyt medyczne by używać w codziennych rozmowach). Często więc problem stanowi nie fakt uznania tematu za społeczne tabu, a strona czysto techniczna: pojęciowa. Brak odpowiedniego słownika sprawia, że tworzymy go sobie sami, nadając nowe znaczenie słowom z innych sfer życia (np. ,,ptaszek’’, ,,muszelka'' itp.). Kolejnym problemem jest właśnie poczucie tabu, zakorzenione w dzieciństwie, w wychowaniu. Seksualność (a szczególnie seksualność dziecięca) wciąż jest tematem omijanym szerokim łukiem. Zapomina się, że dziecko jest istotą tak płciową, jak i seksualną, a zainteresowanie seksem, zadawanie pytań czy dotykanie się są przejawem prawidłowego rozwoju dziecka. Mimo to w szkołach podstawowych wciąż brak jest edukacji seksualnej (i niestety nie zanosi się na szybką zmianę pod tym względem), a jeśli już to ogranicza się do mówienia o dojrzewaniu, bez nazywania intymnych części ciała. Nie lepiej jest w gimnazjum, gdzie czasami zagadnienie rozszerza się do nauki o antykoncepcji. Uczniowie wychodzą więc ze szkoły z edukacją przypadkową: sami poszukują odpowiedzi na pytania czerpiąc z Internetu, filmów porno czy rozmów z rówieśnikami. Albo – najgorzej! - ,,Bravo’’ i tym podobnych. Stąd często wulgarne i złe wzorce, dezorientacja, agresja, czasami ośmieszenie przy pierwszych kontaktach seksualnych. Szkoła szkołą, ale podstawową jednostką wychowawczą jest rodzina. Trudno o brak edukacji obwiniać rodziców – sami zostali tak wychowani. Sami tworzymy tabu używając słownictwa zastępczego (,,tam’’, ,,to’’, ,,na dole’’ itd.) lub – tak, zdarza się – nadając imiona, sugerując, że o organach płciowych lepiej nie mówić. Błędne koło. A o seksualności warto mówić już od małego, bo nauka odważnego mówienia o własnym ciele (całym, bez cenzurowania poszczególnych części) oraz jego granicach może nasze dzieci uchronić przed ogromnym złem (o tym osobny wpis niedługo). Na szczęście z pomocą przychodzą coraz częściej pojawiające się na rynku wydawniczym książki (np. ,,Wielka księga siusiaków’’, ,,Wielka księga cipek’’, ,,Jak rozmawiać z dziećmi o sprawach intymnych’’) pomagające rodzicom w uporaniu się z nieuniknionym. Warto wplatać słowa ,,pochwa’’ czy ,,penis’’ do codziennego języka, tworząc okazję do oswojenia się, zapoznania, traktowania ich jak równoprawną, ważną część ciała pełniącą określone funkcje, umiejętnie wplatając w to trudną lekcję umiejętności obrony przed wykorzystaniem seksualnym i stanowczego mówienia ,,nie’’. Pamiętajmy więc: w dużej mierze to od nas zależy, czy przerwiemy tabu i wychowamy dziecko na potrafiącego określać swoje granice, pewnego siebie i swojego ciała dorosłego człowieka, i czy przyszłe pokolenie wciąż będzie potrzebowało tego typu wpisów ;) Brak umiejętności nazwania i swobodnego mówienia o seksie owocuje problemami w komunikacji w związku i niesatysfakcjonującym życiem seksualnym… o czym więcej w kolejnym wpisie :) Non-sexit wita!
W skrócie: Będzie o seksie. Szerzej: Będzie o seksualności i wszystkim tym, co z nią związane – hormonach, mózgu, fizjonomii, anatomii, chemii, biologii, neurologii, psychologii, psychiatrii, zaburzeniach (to rzadziej), normie (to częściej), erekcjach (lub ich braku) i orgazmach. Zakochaniu i miłości. Będzie o kobietach i mężczyznach. Czasem o książkach, czasem o historii. O wszystkim, co uznam za ciekawe i warte zapamiętania, a co dotyczy potrzeby mieszczącej się w podstawie piramidy Maslova. Niekiedy będą to króciutkie wpisy z pojedynczymi ciekawostkami, innym razem – obszerne artykuły o całych zagadnieniach. Spróbuję pokazać, jak fascynującym, szerokim i niezwykle ważnym tematem jest seksuologia i że wiedza o seksie nie kończy się wraz ze znajomością trzech pozycji. Postaram się przyczynić do tego, by choć dla jednego czytelnika seks przestał być wywołującym rumieńce tematem tabu i udowodnić, że da się o nim mówić elegancko i normalnie, a nie wulgarnie lub przesadnie naukowo. Przy okazji bawiąc się w obalanie mitów i stereotypów na temat płciowości. Kim jestem że ośmieliłam się założyć bloga o takiej tematyce? Spieszę z wyjaśnieniami – nie jestem (jeszcze) seksuolożką. Jednak tematem seksuologii i neurologii fascynuję się na tyle długo by zdążyć zauważyć, jak mało jest o niej sensownej wiedzy w Internecie. Dostępna wiedza ogranicza się głównie do artykułów o zaburzeniach erekcji lub poradników ,,jak urozmaicić życie erotyczne?”. Nie podważam ich sensowności – takie artykuły również są bardzo potrzebne. Pewnie i tutaj czasami coś w tym stylu się trafi. Na tym blogu jednak bardziej chcę dzielić się wyczytaną w książkach/gazetach/wysłuchaną na wykładach wiedzą o seksualności człowieka, której w Internecie nie odnalazłam a co do której jestem przekonana, że jest warta trafienia do szerszej publiczności. Zatem… Zaczynamy ;) |
Autorka
Fascynatka wiedzy z zakresu neurologii, psychologii i seksuologii. Fanka pracy z mikrofonem, z dziennikarstwem radiowym i sztuką dubbingu na czele. Archiwa
Listopad 2017
Kategorie |