Zaczynam: cykl tekstów o chemii miłości! Obedrę zakochanie z tajemniczości pokazując że to tak naprawdę grube ćpanie, a miłość to nic innego jak ciąg reakcji chemicznych (wciąż cudowne), a co! Miał być jeden obszerny tekst poświęcony wszystkim związkom chemicznym szalejącym w mózgu, ale uznałam że to na tyle niesamowita, piękna i przegenialna sprawa, którą jestem totalnie zachwycona, że należy się każdemu osobne miejsce na tej stronie. I dziś bohaterką wpisu będzie fenyloetyloamina, która to – jak już zdążyłam napomknąć w poprzednim wpisie - pełni bardzo ważną funkcję w procesie zakochania, będąc sygnałem samiuteńkiego jego początku. Fenyloetyloamnina to prosty związek, podobny do amfetaminy (to już zwiastuje niezłe jazdy, no nie?), występujący m.in. w czekoladzie, serach i wodzie różanej. Narkotyzuje nas, powodując pobudzenie ośrodka przyjemności i co za tym idzie, uczucie euforii. Powoduje m.in. szybsze bicie serca, brak tchu, zaczerwienienie policzków ( :( ), rozszerzenie źrenic, drżenie i pocenie dłoni. Działa też pobudzająco i energetyzująco (co może przyczynić się do bezsenności i braku koncentracji). Odpowiada też za poczucie pewności siebie osoby zakochanej i podniecenie. Tzw. ,,euforia biegacza’’ jest najpewniej właśnie efektem jej działania. Poza tym, jest pierwszą substancją zauważalną u osób deklarujących się jako zakochane. W kontakcie z obiektem uczuć pojawia się błyskawicznie w przeogromnym stężeniu, przekraczającym ponad 1500 procent normy. Dzięki swoim maleńkim rozmiarom jest w stanie przecisnąć się przez wszystkie receptory i z łatwością wchodzi do prawie każdej komórki mózgowej. Wspomniałam o czekoladzie jako miejscu w którym znajdziemy fenyloetyloaminę. Zajadanie się po rozstaniu lodami czekoladowymi ma jak najbardziej naukowy sens – stres związany z rozstaniem powoduje obniżenie poziomu fenyloetyloaminy, czujemy więc potrzebę jej uzupełnienia. Jest jednak małe ,,ale’’. Aby uzyskać jej poziom z etapu zakochania, trzeba by zjeść około 5 ton ciemnej czekolady. Poza tym raczej ciężkim do osiągnięcia sposobem (challenge…?), fenyloetyloaminę bardzo ciężko czymkolwiek zastąpić, ponieważ jest wytwarzana endogennie – nie można jej zatem sobie np. wstrzyknąć w żyłę by zaczęła działać w mózgu. Można ją co prawda w łatwy sposób zsyntetyzować laboratoryjnie, ale wstrzyknąć już nie. Musi być wytworzona endogennie. Ale zawsze warto spróbować obdarować obiekt naszych westchnień czekoladą. Nie zaszkodzi, a może pomóc. (A dzień kobiet blisko… Nic nie sugeruję. Nic a nic.). Co robi fenyloetyloamina w mózgu? Rozgaszcza się w najlepsze, powodując aktywację receptorów. Pobudzeniu podlegają głównie receptory opioidowe, które w tym stanie mogą przyjąć duże ilości opiatów (głównymi ich przedstawicielami są morfina, kokaina, heroina… Wszystkie substancje narkotyczne). Do grupy opioidów należą też naturalnie występujące w ludzkim organizmie peptydy, w tym endorfiny. Ich ogromne stężenie pojawia się w ludzkim mózgu podczas uprawiania seksu, wpływając na przywiązanie się do danej osoby. Dobrze o tym pamiętać idąc do łóżka z kimś, od kogo uzależnić niekoniecznie się chcemy. Nawet jednorazowy akt może skończyć się uzależnieniem – endorfiny przecież nie wiedzą, że to epizodyczna akcja. I tu leci historia dość okrutnego doświadczenia, w czasie którego zbadano poziom endorfin w czasie seksu. Otóż. Candace Per, amerykańska neurobiolog, spadła z konia. Po wypadku tym odczuwała bardzo silne bóle kręgosłupa. W czasie rehabilitacji regularnie wstrzykiwano jej morfinę, po której nie tylko mijał ból, ale i następował rodzaj euforii porównywalny do tej odczuwalnej w czasie orgazmu. Zaczęła się więc zastanawiać, jakie reakcje zachodzą w mózgu pod wpływem opiatów, oraz jakie wywołuje to emocje. W 1972 roku zbadała więc szczurki. Parzyła je, i w różnych etapach aktu zdejmowała samca z samicy, otwierała im czaszki, wyjmowała mózgi, po czym mieszała w specjalnym urządzeniu podobnym do miksera. Następnie tak przygotowaną papkę napromieniowywała substancjami radioaktywnymi, aby sprawdzić, jak bardzo receptory są w danym momencie aktywne, po czym badała aktywność receptorów opioidowych przed seksem, w trakcie i po nim. W wyniku badań pani Candace odkryła następujące zależności: w momencie ejakulacji (albo chwilkę przed) ilość endorfin przekracza 240% w porównaniu z samym początkiem aktu. Największe ich stężenie było w sekundach poprzedzających wytrysk. Badaczka chciała więc sprawdzić, czy podobnie zachowuje się mózg ludzki, ale z oczywistych (mam nadzieję że oczywistych dla wszystkich tu zgromadzonych) względów nie mogła tego zrobić za pomocą tego samego sposobu. Ale! Potrzeba matką wynalazków – Candace kazała zsyntetyzować specjalną gumę do żucia, którą wraz z mężem żuła podczas różnych momentów seksu, wykorzystując wiedzę o tym, że jeśli opiaty wydzielają się w mózgu, to w naturalny sposób przedostają się też do płynów ustrojowych (również śliny). Następnie wypluwali gumy i mierzyli stężenie zawartych w nich opioidów. Wnioski z żucia? Tuż przed osiągnięciem orgazmu (i w jego trakcie) w mózgu jest około 200% więcej aktywnych hormonów szczęścia niż na początku seksu. Podobnie jak u szczurków. Dalszy wniosek: i zakochanie, i miłość, i seks, to tak naprawdę totalny narkotyczny odlot. I w ten oto sposób z wpisu o fenyloetyloaminie zrobił mi się wpis o endorfinach ogólnie…. Ale mam nadzieję że mimo wszystko ciekawie ;) A dokładniej o innych endorfinach w kolejnych wpisach :))
1 Komentarz
Ems
2/27/2017 14:48:47
Wpis czytany przez Anci - cud malina <3
Odpowiedz
Odpowiedz |
Autorka
Fascynatka wiedzy z zakresu neurologii, psychologii i seksuologii. Fanka pracy z mikrofonem, z dziennikarstwem radiowym i sztuką dubbingu na czele. Archiwa
Listopad 2017
Kategorie |