Cześć! Wielki powrót do wpisów o hormonach. Dziś o tym, dlaczego zjedzenie banana działa jak ekspresowy, niezawodny poprawiacz humoru, dlaczego warto sobie wziąć do serca zasadę ,,3 x S’’ (czyli ,,Seks, Słońce i Słodycze’’), oraz jak usprawiedliwić pisanie do byłych po kilku drinkach. Zapraszam! ;) Dziś będzie więc o serotoninie, jednym z najbardziej rozpowszechnionych (obok dopaminy i noradrenaliny) neuroprzekaźników (szybka powtórka: neuroprzekaźniki to związki chemiczne, którego cząsteczki przenoszą sygnały pomiędzy neuronami). Potocznie nazywana hormonem szczęścia, produkowana jest głównie w błonie śluzowej jelit (aż 90%! ), w mózgu, w szyszynce oraz trombocytach. Co ważne! Możemy wspomóc jej wydzielanie, ale o tym później. Z innych przydatnych ciekawostek na wejście – średni poziom serotoniny zmienia się na przestrzeni naszego życia. Chciałoby się powiedzieć że sinusoidalnie, ale bardziej odpowiada temu wykres cosinusa, ponieważ najwyższy jej poziom jest u noworodków, następnie spada by swój największy dół zaliczyć w wieku dojrzewania, po czym ponownie wzrasta. Ogólny poziom serotoniny jest niższy (o około 20%-30%) u mężczyzn niż kobiet. Za co odpowiada? Ok ok, hormon szczęścia, mniej go u panów, dużo w salach poporodowych… Ale co to oznacza w praktyce? Otóż między innymi to, że serotonina, współdziałając z melatoniną, odpowiada za regulację snu – zablokowanie jej syntezy spowoduje więc bezsenność. Reguluje też apetyt (zwiększając go po spożyciu białek, a hamując po przyjęciu węglowodanów) i temperaturę, wpływa również – co istotne od strony seksuologicznej – na poziom ciśnienia krwi (podwyższa je) oraz powoduje skurcz mięśni gładkich (czyli m.in. mięśni macicy). Ilość serotoniny w mózgu wpływa więc na nasze pobudzenie i potrzeby seksualne oraz zachowania impulsywne. Niedobór Jeśli wyobrazicie sobie wszystkie rzeczy na jakie wpływa serotonina, to wyobrażenie ich braku (bezsenność, brak lub nadmierny apetyt, zmęczenie, zwiększona wrażliwość na ból) przywołać może wam obraz depresji. I słusznie – w leczeniu farmakologicznym depresji stosuje się leki, działające w sposób hamujący wychwyt zwrotny serotoniny. Istnieją również podejrzenia (ploteczki, nie podawajcie dalej i nie wykłócajcie się na imprezach powołując na non-sexit), że syndrom nagłej śmierci łóżeczkowej u niemowlaków wiąże się właśnie z brakiem serotoniny, co z kolei powoduje skrajny spadek tętna i temperatury ciała. Jak samodzielnie podwyższyć poziom serotoniny? Bardzo prosto - przestrzegać zasady ,,3 x S’’, czyli ,,Seks, Słońce, Słodycze’’ (niekoniecznie w tej kolejności). Ale po kolei: 1) Słodycze (choć nazwałabym to ogólnie, mądrzej, ,,jedzeniem’’, ale wtedy ,,zasada 3 x S’’ się rypnie, a i ,,sałatka’’ nie pasuje). Warto zapamiętać, że istnienie aż 90% całości serotoniny w naszym organizmie swój początek ma w jelitach. Do wytworzenia serotoniny niezbędny jest tryptofan – aminokwas egzogenny, czyli taki, którego nie jesteśmy w stanie wytworzyć samodzielnie, ale możemy go sobie dostarczyć z zewnątrz – w tym przypadku w postaci jedzenia. Dobrym źródłem tryptofanu jest mleko, mięso (zwłaszcza ryby i indyk), sery, soja i banany. Jednak aby odpowiednio dużo tryptofanu dostało się do krwi, potrzebne jest wsparcie cukrów. Czekolada, makaron, musli lub pieczywo pełnoziarniste raz na jakiś czas będą dobrą, uszczęśliwiającą opcją. Warto też jeść produkty bogate w witaminę B – kasze, kiełki, brokuły, orzechy. Jednak jako że życiowo jestem #teambanan, to właśnie ten owoc polecam serdecznie bo działa zawsze, najlepiej i najszybciej, ze względu na bogate źródło zarówno cukrów, jak i tryptofanu. 2) Słońce, które może być też rozumiane jako ,,Spacery’’ i ,,Sport''. Mechanizm jest tu prosty. Kiedy organizm informowany jest o niedoborze światła, wzrasta produkcja melatoniny (produkowanego w szyszynce hormonu regulującego nasz rytm biologiczny), przez co stajemy się senni, co z kolei wpływa na obniżenie poziomu tryptofanu i braku jego dostatecznej ilości do produkowania serotoniny. Dlatego też latem, w piękne słoneczne dni, organizm daje sobie na jakiś czas spokój z uwalnianiem melatoniny na dłużej i nie jesteśmy aż tak zmęczeni. 3)Seks. Co prawda szału nie ma i nie zalewa nas nie wiadomo jakim przypływem serotoniny (bardziej dopaminy i oksytocyny), ale zawsze coś. Mieszanka tych wszystkich hormonów składa się na uczucie relaksu, odprężenia oraz działa antystresowo (a to ważne, bo hormon stresu, kortyzol, walczy z serotoniną i najczęściej walkę tę wygrywa, więc lepiej z tym stresem uważać), pozwalając na spokojny, głęboki sen. Serotonina zwiększa ochotę na seks (stąd czekolada to afrodyzjak) oraz obniża poziom strachu, zwiększając zaufanie do partnera, wraz z oksytocyną wpływając na uczucie przywiązania. Najlepszym rozwiązaniem będzie więc seks po randce na spacerze i deserze czekoladowym. Lub wszelakie wariacje na temat kolejności zdarzeń. Jeśli ktoś nie miał planów na wieczór - nie ma za co! Jak zapobiegać spadkowi poziomu serotoniny? A jak nie tyle zwiększać, ile zapobiegać spadkowi poziomu serotoniny? Na pewno poprzez ograniczenie stresu (największego wroga szczęścia), ale też spożywania alkoholu – obniża on poziom serotoniny już w 40 minut po wypiciu, powodując agresję i nieodpowiedzialne, głupie zachowania. Bójki bez powodu na imprezie? To właśnie wynik obniżenia poziomu serotoniny. Płacz za swoim byłym i pisanie do niego po kilku drinkach? To nie tęsknota, to spadek serotoniny (+działanie dopaminy). Zdecydowanie lepiej zjeść czekoladę. Jak widać wszystko da się naukowo wytłumaczyć, a znając naukowe mechanizmu - odpowiednio zapobiegać.
1 Komentarz
Idzie nowe! Nie tylko nowy wpis, ale i nowa seria wpisów (znoooowu…). Tym razem na tapet biorę anatomię, a bohaterką pierwszego wpisu będzie źródło największej przyjemności i najbardziej wrażliwe miejsce kobiecego ciała : łechtaczka. Organ najważniejszy z punktu widzenia kobiecej seksualności i orgazmu – bardziej intuicyjna do odnalezienia niż punkt G (który podejrzewa się o bycie częścią łechtaczki, ale o tym w innym wpisie) i bardziej satysfakcjonująca niż wagina. Historia łechtaczki Na początek trochę historii. W zachodniej literaturze łechtaczka opisana została (podobno) dopiero w XVI wieku przez włoskiego lekarza, Realdo Colombo, który nazwał ją ,,siedzibą kobiecej rozkoszy’’ (mamy tu poetę, ładniutko. Miał facet rację, bo jak dziś już wiemy, łechtaczka jest jedynym miejscem w ciele człowieka, które służy tylko odczuwaniu przyjemności, nie spełniając żadnej dodatkowej funkcji). Uważał on, że jest odkrywcą łechtaczki, co stało się powodem kłótni z jego następcą, Gabrielem Fallopią, utrzymującym, że odkrycie jej było jego zasługą. Kłótniom tym kres dał kolejny lekarz, dowodzący, że łechtaczka znana była już w starożytności pod jakże uroczymi nazwami, takimi jak ,,kolumienka’’ (to słownictwo Hipokratesa) lub ,,pręt’’ (to z kolei jakże czułe określenie nadał Awicenna). Gdzie się znajduje i jak jest zbudowana? Wbrew pozorom nie ogranicza się do jej widzialnej części, mieszącej się w mniej więcej w okolicy połączenia warg sromowych mniejszych. Ten maleńki fragment, zwany główką/żołędzią łechtaczki, ma pomiędzy 0.5 a 3.5 cm długości, przy czym wydaje się mniejszy ze względu na częściowe zasłonięcie skórą (napletkiem). To jednak nie wszystko. Już w XIX wieku zauważono, że łechtaczka to głównie ,,organ podziemny’’, niewidoczny w całości gołym okiem, a mającym około 15 cm długości, więc jej widoczny fragment to zaledwie jedna czwarta jego całej budowy. Łechtaczka ciągnie się dwiema odnogami w głąb miednicy, po czym w dół, po obu stronach pochwy, pod wargami sromowymi. W naszym ciele jest więc cały układ łechtaczkowy, przypominający trochę odwróconą literkę Y. Każda taka odnoga zbudowana jest z ciała jamistego, napełniającego się krwią i nabrzmiewającego w stanie podniecenia. Brzmi znajomo? Ciało jamiste? Główka? Żołądź? Napletek? Czy aby na pewno nie pomyliły mi się tematy i gładko przeskoczyłam z łechtaczki na penisa (that’s what she said……)? Otóż nie! Podobieństwo wynika z faktu, że łechtaczka i penis to tak naprawdę dwie odmiany tego samego narządu. Ale jak to? Spieszę z wyjaśnieniami. Do mniej więcej dwunastego tygodnia życia płodowego zarodki żeńskie i męskie mają identyczne organy płciowe, a ta ich część, która później przekształci się w penisa lub łechtaczkę, nazywana jest guzkiem płciowym. Jako że powstałe i rozwinięte z tej samej struktury, w konsekwencji są do siebie później podobne pod wieloma względami – i budowy, i pełnionych funkcji, i mechanizmu pobudzenia. Dlatego jest żołądź/główka i łechtaczki i penisa, które to są najbardziej wrażliwymi punktami ciała. Zarówno u kobiet jak i u mężczyzn, na żołędziu znajduje się około 8 tysięcy zakończeń nerwowych, przesyłających do mózgu informacje o dotyku, a ten interpretuje je jako przyjemne lub bolesne. Mimo że zarówno penis jak i łechtaczka mają podobną ilość zakończeń nerwowych, to łechtaczka jest dużo wrażliwsza, ponieważ są one zlokalizowane na dużo mniejszej powierzchni. Ma to swoje oczywiście bardzo przyjemne plusy, ale i bolesne minusy. Ze względu na wysokie unerwienie tak małej powierzchni, bardzo łatwo przesadzić. Łechtaczka wyczuwa każdą zmianę stymulacji, co z jednej strony daje liczne fajne możliwości, ale z drugiej sprawia, że łatwo przesadzić i sprawić ból lub doprowadzić do utraty czucia przy długotrwałej stymulacji tym samym sposobem (nerwy się wtedy nudzą i przestają wysyłać sygnały do mózgu). Kolejne podobieństwo między budową łechtaczki a penisa, to wspomniane już ciała jamiste. Działają w ten sam sposób: wypełniają się krwią (dostarczaną przez tętnicę głęboką łechtaczki i tętnicę powierzchniową łechtaczki) sprawiając, że narząd twardnieje i zwiększa swoją objętość (w przypadku łechtaczki nawet podwajając swój rozmiar). A ponieważ łechtaczka ma swój ciąg dalszy pod wargami sromowymi, to cały srom w stanie podniecenia wydawać się może opuchnięty, nabierając też nieco ciemniejszego, czerwonawego koloru. Mechanizm ten prowadzi do kolejnych podobieństw. Czy to się komuś podoba czy nie, nocne erekcje nie są tylko męską przypadłością. Kobiety przeżywają je równie często (do ośmiu razy w ciągu nocy), a epizody te trwają łącznie blisko półtorej godziny! Istnienie ciał jamistych położonych w okolicy wejścia do pochwy daje też kres dyskusjom o różnicy między orgazmem łechtaczkowym i pochwowym, ponieważ okazuje się, że podczas penetracji pochwy również stymuluje się głównie łechtaczkę – jej niewidoczną część. Orgazm pochwowy jest więc pewnym podtypem orgazmu łechtaczkowego. Były sobie dwie przyjaciółki. Pojechały na wakacje, w góry powiedzmy. Po rozpakowaniu się stwierdziły że są głodne, i pójdą na miasto poszukać jakiejś knajpki. Idą. Pierwsza z przyjaciółek informuje na głos o każdej widzianej restauracji. ,,O, kuchnia włoska!" - krzyczy, mimo że NIE LUBI kuchni włoskiej. ,,Pizza!" - znów pobudzona oznajmia swojej przyjaciółce, mimo że NIE MA OCHOTY na pizzę, choć jeszcze 2 godziny temu mogła być innego zdania. ,,O, tam jest knajpka meksykańska!" - mówi, mimo że jest uczulona na ostre potrawy i jeśli tam pójdzie, może STAĆ SIĘ JEJ KRZYWDA. Druga z dziewczyn werbalizuje swoje obserwacje tylko wtedy, gdy zauważy coś, na co rzeczywiście w danym momencie ma ochotę. Na co dzień lubi kuchnie chińską, ale teraz na nią nie ma ochoty, więc nie informuje przyjaciółki o zauważonej knajpce. Zawsze lubiła kuchnię indyjską, ale ostatnio zjedzona źle przygotowana potrawa skutecznie obrzydziła jej na najbliższy czas potrawy w tym stylu. Nigdy nie lubiła sushi, więc i to postanowiła przemilczeć (z lekkim smutkiem, bo wie, że jej towarzyszce sushi jak najbardziej by odpowiadało; wie jednak, że choćby bardzo się starała zrobić przyjemność swojej przyjaciółce, to sama będzie się jedzeniem tym męczyła). Kuchnię polską lubi tylko wtedy, gdy przygotowuje ją jej mama – nikomu innemu nie ufa i nie chce próbować. Po dłuższym czasie i zignorowaniu kilku knajpek oznajmia dopiero że ,,kuchnia hiszpańska!", wiedząc że ją lubi, ma dobre doświadczenia i akurat dziś ma na nią ochotę. Koleżanka może, ale nie musi popierać jej entuzjazmu - zależy od dnia.
Kim są te przyjaciółki i co ich historia robi na blogu o seksuologii? Pierwsza z przyjaciółek, zauważająca wszystko, to nasz obwodowy układ nerwowy, czyli narządy płciowe. Druga, to układ ośrodkowy, czyli mózg. Pierwsza z przyjaciółek zauważa każdą knajpę, bo nie ma swojego zdania – rozpoznaje tylko że ,,o! Tu można coś zjeść!", nie pamiętając (nie wiedząc) że jest uczulona/nie ma ochoty/ stanie jej się krzywda/ nie lubi. Jednak druga z dziewczyn ocenia kontekst sytuacji – widzi co prawda knajpę chińską, ale jest świadoma, że dziś nie ma na nią ochoty. Ma też dużo więcej wiedzy i informacji – jako miejsce do zjedzenia czegoś może (dzięki doświadczeniu) rozpoznać np. Centrum handlowe, mimo że pierwsza mówi ,,cooooo ty, tu są sklepy, nic tu nie zjemy!". Niezgodność Dziewczyny służą za przykład zjawiska ,,niezgodności'' reakcji genitalnej i podniecenia. Na czym ono polega? Na tym, że kobiece genitalia w toku ewolucji nauczyły się kojarzyć pewne bodźce z reakcjami fizjologicznymi, co może nie mieć nic wspólnego z przyjemnością czy podnieceniem. Przykład? Mężczyzna proponuje kobiecie seks pełen jego dominacji. Ta zgadza się, choć podejrzewa, że uległość nie jest dla niej. W czasie stosunku nie odczuwa najmniejszej przyjemności, jest raczej zdegustowana, wszystko ją boli i chciałaby aby to się jak najszybciej skończyło. Jej partner jednak na jej prośby reaguje tekstem ,,podoba ci się, jesteś przecież mokra''. To właśnie jest zjawisko niezgodności. Jej narządy powiedziały: ,,to jest knajpa!" (bodziec), choć jej mózg nie był zainteresowany. Podobnie w drugą stronę - kobiecie może się coś baaaardzo podobać, ale genitalia mogą nie zareagować. Mężczyźni Podobnie, choć inaczej, jest z mężczyznami. Ich układ genitalny ma dość konkretne, wyklarowane zdanie na temat tego, co zalicza do bodźców seksualnych. U facetów niezgodność jest więc mniejsza, choć również zachodzi. Oczywiście działa to w obie strony – nie tylko chodzi tu o brak podniecenia (mózg) przy równoczesnym wzwodzie, ale też o brak wzwodu przy równoczesnym podnieceniu. Tak więc wzwód (wilgotność) nie jest miarą zainteresowania - może (choć nie musi) wystąpić w sytuacji rzeczywistego podniecenia, by w nocy pojawić się jedynie jako obiektywny fakt, nie świadczący o kontekście seksualnym. Przykładem niezgodności u facetów będą więc nocne erekcje, występujące niezależnie od tematyki snu. Po prostu są. Wtórna wiktimizacja Dlaczego poruszam ten temat? Otóż dlatego, że ostatnio coraz bardziej przekonuję się jak bardzo popularny jest mit, jakoby wilgotność/wzwód oznaczały podniecenie. Wiem też, że w sprawach o gwałty obrońcy gwałcicieli (i sami gwałciciele) przyjmują linię obrony polegającą na powtarzaniu, że ,,była mokra/miał wzwód chciała tego!". Nie wiem co bardziej mnie przeraża - fakt, że prawnicy nie wiedzą że reakcja genitalna wcale nie oznacza, że coś nam się podoba, czy to, że wiedzą, a mimo to tak argumentują. Ale najbardziej chyba smuci mnie fakt, że takie gadanie adwokatów sprzyja wtórnej wiktimizacji i rzeczywistemu zastanawianiu się ofiar gwałtów: ,,ma rację. Byłam mokra/ miałem wzwód. Może naprawdę tego chciałam?" I obrzydliwym, krzywdzącym tekstom sugerującym, że ,,mężczyzny nie można zgwałcić'', bo ,,skoro mu stanął, to znaczy że mu się podobało''. Skąd się ten mit bierze? Głównie z przekazu kulturowego i przemysłu pornograficznego wmawiających nam, że reakcja genitalna równa jest podnieceniu, a wilgotność/erekcja pojawiają się równocześnie z pożądaniem. Poza tym, w naszym społeczeństwie męska seksualność funkcjonuje jako ta ,,domyślna'' - stąd, gdy u mężczyzn niezgodność jest mniejsza (reakcja genitalna w mniej więcej 50% pokrywa się z rzeczywistym podnieceniem), uważa się że podobnie wygląda ona u kobiet. W rzeczywistości jednak szacuje się, że zaledwie 10%-20% reakcji genitalnej kobiet pokrywa się z rzeczywistym podnieceniem. Nie istnieje też przewidywalna relacja między poziomem pobudzenia, a nasileniem reakcji genitalnej. Męskie narządy, podobnie jak mózg, reagują na konkretne rzeczy. Kobiece genitalia z kolei reagują baaaaardzo ogólnie i szeroko, podczas gdy mózgi są wrażliwsze na kontekst sytuacyjny i wcześniejsze doświadczenia. Tak więc bodziec odczytywany przez genitalia jako seksualny, niekoniecznie klasyfikowany jest przez mózg jako pociągający. Nie bądźmy katami. To, że nasze ciało odpowiada na konkretny widok, dźwięk, myśl, działanie, nie oznacza, że tego bodźca pożąda, czy że mu się to podoba. Każdemu z nas zdarzyło (lub zdarzy) się zauważyć, że nasze ciało reaguje genitalnie na coś, kiedy mózg nam podpowiada ,,ej. To nie jest ok.''. To, co robi nasze ciało, to element ,,oczekiwania''. Rozpoznaje bodziec jako bodziec seksualny i mówi ,,to jest knajpa!". Chociaż wie, że w środku jest brudno, paskudnie i nieapetycznie, i nikt nie wychodzi z niej zadowolony. Powtórzmy na koniec. Do zapamiętania, aby świadomość była większa a świat choć trochę lepszy: reakcja genitalna nie oznacza nic więcej niż znaczenia seksualnego bodźca. Jest to zwykły odruch, niewskazujący na zadowolenie ani pożądanie. Najważniejszy jest przekaz słowny potwierdzający/zaprzeczający rzeczywistemu podnieceniu. Nie genitalny. Nie powielajmy krzywdzących mitów zmuszających ofiary okrutnych zbrodni do zastanawiania się, czy aby na pewno ich ,,nie'' oznaczało ,,nie''. ------ Temat ten zaczerpnęłam z przegenialnej, cudownej, przełomowej dla mnie książki ,,Ona ma siłę. Przełomowy poradnik o seksualności kobiet''. Polecam serdecznie, kopalnia przemyśleń i olśnień. Święto dziś! I to Międzynarodowe! Otóż dziś Międzynarodowy Dzień Kobiecego Orgazmu. Z okazji tej, garść ciekawostek związanych z tym genialnym zjawiskiem! -rozróżnia się kilka(naście) rodzajów orgazmu, m.in. łechtaczkowy, waginalny, sutkowy. Poza tymi, popularniejszymi, medycyna zna jednak przypadki, w których kobieta szczytowała dzięki pocieraniu brwi, stymulację kolana lub nawet podczas mycia zębów i ćwiczeń fizycznych, np. rozciągania. Zdarzają się również orgazmy podczas porodu i w czasie tatuowania; - a propos orgazmu sutkowego: szacuje się, że jest go w stanie osiągnąć około 1% kobiet; -zauważono, że w czasie orgazmu ustępują bóle fantomowe amputowanych kończyn, może również czasowo ustąpić spastyczność mięśni przy porażeniu mózgowym. Obniżają się również stany gorączkowe oraz chwilowo ustępuje katar; -orgazm jest też sposobem na czkawkę! Nawet taką wielodniową; -znacie (na pewno znacie, choćby z filmów ) najpopularniejszą wymówkę kobiet, gdy nie chcą wprost powiedzieć że nie chce im się uprawiać seksu? ,,Boli mnie głowa’’? Badania wykazują, że orgazm jest najszybszym i najskuteczniejszym lekiem na tę przypadłość. Niektórzy naukowcy są wręcz zdania, że samo myślenie o seksie sprzyja zmniejszeniu bólu; -niektóre kobiety mdleją podczas szczytowania; -z badań instytutu Kinseya wynika, że średnio co trzecia kobieta przynajmniej raz w życiu doświadczyła orgazmu w czasie snu; -ile kobiet, tyle sposobów przeżywania orgazmu: jedne panie jęczą, inne są cichutkie, jeszcze inne gryzą lub drapią, a niektóre płaczą, śmieją się lub kichają; -na ogół orgazm kobiecy trwa kilkanaście sekund, jednak najdłuższy zanotowany trwał pół godziny; -około 70% kobiet dla osiągnięcia orgazmu potrzebuje bezpośredniej stymulacji łechtaczki; -próg odczuwania bólu podczas szczytowania może się podwyższyć o ponad 100%; -kobiety otwarte na nowe doświadczenia i łóżkowe eksperymenty częściej osiągają orgazm. Owocnego świętowania! ;) Pisząc o wytryskach troszkę odbiegłam od tematu orgazmu jako takiego. A zostało jeszcze trochę dość podstawowych informacji, które warto wiedzieć, zanim przejdziemy dalej. I tak dziś krótki wpis o krzywych przebiegu reakcji seksualnych. Virginia Johnson i William Masters, pionierzy badań nad orgazmem, wyróżnili 4 fazy przebiegu reakcji seksualnych 1. Faza pobudzenia (podniecenia/ekscytacji) –zapoczątkowana przez bodźce odbierane przez wszystkie zmysły (i wyobraźnię), może przebiegać bardzo różnie, w zależności od siły podniecenia – czasem wystarczy sama wyobraźnia lub pobudzający widok, by w kilka sekund przebyć całą fazę pobudzenia i być w pełni gotowym do stosunku. Może też się zdarzyć, że faza pobudzenia nagle spadnie do punktu wyjściowego przez działanie czynników niesprzyjających. W czasie zbliżenia u kobiet faza ta przebiega wolniej niż u mężczyzn, choć w czasie masturbacji rośnie w podobnym tempie. Dlaczego? Otóż dlatego, że w czasie zbliżenia kobiety są zdecydowanie bardziej podatne na wszelkie zewnętrzne bodźce i niedogodności. Bardziej odczuwają też zmianę rytmu i ciągłości stymulacji, która może zdecydowanie osłabić ich podniecenie. W fazie tej pojawia się wzwód, zwilgotnienie pochwy i powiększenie łechtaczki i piersi. 2. Plateau – jest to stan gotowości seksualnej, kiedy to narządy są przygotowane na rozpoczęcie stosunku. Występuje też podwyższone ciśnienie, przyspieszone bicie serca i zwiększone napięcie mięśni oraz zaróżowienie skóry, szczególnie na dekolcie i twarzy. Ciekawostka! <uwielbiana przez moich znajomych, więc ją tu wciskam> : w fazie tej płatki uszu puchną, a błona wyścielająca nozdrza wydziela większą ilość śluzu niż zazwyczaj. 3. Orgazm – trwa od kilku do kilkunastu sekund; jest to moment największego napięcia seksualnego. Jak już pisałam w poprzednich wpisach, przeżycie orgazmu obejmuje całe ciało, w szczególności łechtaczkę, pochwę i macicę u kobiet, oraz penisa, prostaty i mięśni odbytu u facetów. Mocno pobudzona kobieta może przeżywać w czasie stosunku kilka orgazmów, ale tylko wtedy, gdy napięcie seksualne między nimi nie spadnie poniżej fazy plateau. Orgazm wielokrotny nie trwa zwykle dłużej niż około minuty. 4. Odprężenie (refrakcja/rozprężenie) – na kilka sekund po orgazmie rozpoczyna się rozluźnienie mięśni i odpływ krwi z narządów płciowych, normalizuje się ciśnienie i akcja serca. Jest to faza najbardziej zróżnicowana; w zależności od wieku może trwać od kilku minut do nawet całego dnia; w dużym stopniu zależy też od intensywności przeżywania faz wcześniejszych (im intensywniejsze, tym faza odprężenia dłuższa). Jest to okres niewrażliwości na bodźce – mężczyzna przestaje reagować seksualnie, a jego reakcje są zablokowane aż do momenty, gdy napięcie spadnie do pozycji wyjściowej. A tu bonusik dla lubiących wykresy: Ostatnio było o braku wytrysku tam, gdzie się go jak najbardziej oczekuje, a dziś o tym który za pierwszym razem wywołuje zdziwienie, czasem zażenowanie, ale jest coraz bardziej pożądany i oczekiwany przez kobiety i ich partnerów, uznających go coraz częściej za jedyny i niepodważalny dowód nieudawanego orgazmu i za zjawisko niezwykle podniecające, na co wskazują częste wyszukiwania na pornhubach i innych youpornach. Czyli o wytrysku kobiecym. Skąd się bierze? Czy każda kobieta może go mieć? Czy da się go nauczyć?
Choć zauważył go już Arystoteles (uważający kobiety za mężczyzn ,,odwróconych na drugą stronę’’ i pełniących rolę inkubatora dla kolejnych pokoleń), o kobiecym wytrysku wiadomo bardzo niewiele. Właściwie pewne jest tylko to, że takowy istnieje. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to, skąd się bierze, jednak najbardziej prawdopodobna wydaje się hipoteza, wedle której kobiecy wytrysk wywołać można poprzez odpowiednią stymulację strefy Grafenberga (punktu G). Miejsce to nazywane jest ,,kobiecą prostatą’’, z uwagi na liczne analogie do męskiego gruczołu. Kobiecy ejakulat ma również bardzo podobny skład do męskiego – zawiera antygeny PSA oraz kwaśną fosfatazę sterczową, niewielką ilość fruktozy i glukozy (charakterystycznych dla męskiego nasienia) przy małej ilości mocznika i kreatyniny (typowych dla składu moczu) Prawdopodobnie pod wpływem stymulacji punktu G kobieca prostata produkuje ejakulat, przedostający się dalej do cewki moczowej i właśnie tą drogą wydostający się na zewnątrz. Stąd też wiele kobiet jest zawstydzonych swoim wytryskiem, błędnie interpretując go jako objawy nietrzymania moczu. Nie należy jednak mylić kobiecego wytrysku z moczem (bo ten ma inny skład) ani z płynem lubrykacyjnym (czyli tym nawilżającym pochwę umożliwiając stosunek): ten powstaje w wyniku pieszczot, fantazji, wzrostu poziomu adrenaliny, podczas gdy wytrysk zarezerwowany jest dla orgazmu. Kobiecy wytrysk nie jest wyznacznikiem podniecenia większego niż podczas orgazmu bez wytrysku; nie występuje też z każdym szczytowaniem, ani u każdej kobiety - u niektórych pojawia się sporadycznie (około 15% kobiet), u innych zawsze (około 6%), u innych nigdy, dlatego też istotne jest - podobnie jak w przypadku wytrysku męskiego - by nie stawiać znaku równości między ejakulacją a orgazmem. Najnowsze badania wskazują jednak, że dzięki stosowaniu odpowiednich ćwiczeń wytrysk osiągalny jest dla większości kobiet; i tak można spróbować sprowokować kobiecą ejakulację ćwicząc mięśnie Kegla (ćwiczenia te przynoszą wiele innych korzyści, więc poświęcę im osobny wpis). W tym przypadku ćwiczenia zwiększają doznania seksualne, prowadząc do zwiększonej stymulacji punktu G, odpowiedzialnego za wytrysk.. Pomocne może okazać się też stosowanie kulek gejszy. Ćwicząc codziennie siłę skurczu mięśni pochwy zwiększymy prawdopodobieństwo wystąpienia wytrysku kobiecego. W czasie samego stosunku najlepiej wypróbować pozycje, w których penis silnie naciska na przednią ścianę pochwy (misjonarską, na pieska lub pozycję sternika), lub (i w ten sposób najłatwiej osiągnąć sukces) poprzez penetrację palcami lub stosunek oralny, skupiając się na stymulowaniu sfery G (przednia ściana pochwy, około 3-5 cm od wejścia). Dużo o hormonach było! Bardzo dużo. I jeszcze będzie, bo to jedna z moich największych zajawek. Ale – z bólem, przyznaję – uznaję, że nie wszystkim musi się podobać ta naukowa gadana, więc dziś temat zdecydowanie bliższy. O rzeczy, którą możemy (najczęściej, choć nie zawsze) zobaczyć gołym okiem, nie to co dopaminę czy inne endorfiny. O temacie, w którym pokładam nadzieję na miliardy lajków, udostępnień i nowych stałych czytelników. Czyli ooooo orgazmie! A dokładniej jego definicji i o tym, dlaczego nie do końca wszystkie definicje są prawdziwe. Zapraszam ;) O orgazmach również przewiduję cały cykl wpisów, bo ilość literatury, badań, typologii, kłótni, charakterystyk, zaburzeń jest przeogromna i co chwilę odkrywam i dowiaduję się nowych rzeczy. Więc o orgazmach będzie wiele. Co niekoniecznie oznacza orgazmy wielokrotne. Choć to też, między wieloma innymi gdy będzie o typologii. Ale o tym później. Bo teraz zaczniemy od podstaw. Czyli od definicji, według której orgazm to ,,szczytowy moment w stosunku płciowym, połączony z uczuciem rozkoszy, a u mężczyzn też z wytryskiem nasienia’’ .Bezpieczniejsza jednak jest definicja z wikipedii głosząca, że ,, orgazm to moment najsilniejszego podniecenia płciowego i towarzyszącego mu równie silnego uczucia rozkoszy, będący najczęściej celem lub zakończeniem stosunku płciowego, aktu masturbacji bądź innej formy zachowania seksualnego.''. Najogólniej, bez przekłamań, najbardziej obrazowo. Dlaczego uznałam ją za ,,bezpieczniejszą’’ i wspomniałam na początku że nie wszystkie definicje są ,,prawdziwe’’? Otóż dlatego, że definicja SJP głosi jakoby orgazm był ,,połączony u mężczyzn z wytryskiem nasienia’’. Hmmmm… wzywam Pogromców Mitów. Najprościej: orgazmowi mężczyzn, trwającemu od 3 do kilkunastu sekund, towarzyszą skurcze mięśni penisa, skurcze prostaty i skurcze mięśni zwieracza odbytu. U kobiet z kolei orgazm, trwający od 10 do kilkudziesięciu sekund, objawia się rytmicznymi skurczami pochwy, skurczami okolic ujścia cewki moczowej oraz – jak u facetów – skurczami mięśni zwieracza odbytu. Towarzyszą mu niezamierzone ruchy ciała oraz mimika twarzy przypominająca grymas bólu. U kobiet dochodzi do tego wyginanie kręgosłupa przy równoczesnym wypychaniu piersi do przodu i wysuwaniu mięśni miednicy do tyłu i napięciu mięśni ramion, ud i pośladków. Wiele kobiet opisując orgazm wspomina też o pulsującego od narządów płciowych, promieniującego na całe ciało. Mimo odczucia ciepła, doznaniu mogą towarzyszyć dreszcze. Jedną z widocznych na pierwszy rzut oka reakcji jest też przyspieszenie oddechu i wydawanie niekontrolowanych dźwięków. Po orgazmie następuje faza rozprężenia. I, jak może zauważyliście, wśród wskaźników szczytowania nie wymieniłam wytrysku, który wiele osób nierozerwalnie łączy z orgazmem. Dlaczego go pominęłam? Otóż dlatego, że u mężczyzn spotkać można zjawisko tzw. ,,suchego orgazmu’’, czyli orgazmu bez ejakulacji. Sytuacja oczywiście za pierwszym razem mało komfortowa dla obu stron, nie ma jednak powodów do wstydu, zakłopotania lub strachu – zarówno orgazm bez wytrysku, jak i wytrysk bez orgazmu, zdarzają się sporadycznie wielu mężczyznom. Niepokojące jest jednak regularne pojawianie się tego zjawiska – wtedy potrzebna jest pomoc seksuologa, który pomoże odnaleźć przyczynę problemu. Może on mieć podłoże psychiczne, np. być wynikiem dyskomfortu związanego z wcześniejszą, niewyjaśnioną kłótnią z partnerką lub partnerem. Jak w wielu innych zaburzeniach seksualnych wpływ ma również stres, rozkojarzenie lub nałogi i zła dieta. Seksuolodzy łączą również brak wytrysku z silną obawą mężczyzny przed zostaniem ojcem. Inne teorie zakładają, że suchy orgazm jest konsekwencją częstych stosunków seksualnych lub nieuświadomionego homoseksualizmu. Wśród przyczyn biologicznych wymienić można przerost prostaty lub budowa narządów płciowych partnerów, np. wąski członek w szerokiej pochwie nie zazna dostatecznego tarcia koniecznego do wytrysku. Nie zawsze jednak suchy orgazm jest utrapieniem – niektórzy mężczyźni pragną go osiągnąć i wyćwiczyć, by mieć możliwość przeżywania orgazmu dłuższego i silniejszego niż jeden orgazm połączony z ejakulacją. Pamiętajmy więc,że nie można stawiać znaku równości między orgazmem a ejakulacją, bo - upraszczając - orgazm pochodzi z głowy, a wytrysk z genitaliów; skurcze mięśni ,,wypychające’’ nasienie najczęściej pojawiają się w tym samym czasie co impulsy nerwowe wywołujące poczucie rozkoszy, przez co mamy złudzenie że to całość jednego zjawiska, jednak wytrysk nie jest ostatecznym dowodem na spełnienie seksualne mężczyzny. Tak jak u mężczyzny nie zawsze musi się pojawić wytrysk, tak może się on pojawić u kobiety. Ale o tym – już klasycznie – następnym razem ;) Dopamina! Neuroprzekaźnik zaliczany do grupy hormonów szczęścia. Co robi w naszym organizmie gdy jest jej dużo, a co może wskazywać na niedobór? Zapraszam do lektury ;) Dopamina wydziela się wtedy, gdy spędzamy czas z osobą, w której jesteśmy zakochani. Hormon pojawia się wtedy – produkowany przez jądro półleżące w układzie ścieżki nagrody- dając uczucie nasycenia i satysfakcji, podobne do osiągalnego w czasie zażywania narkotyków. Wydziela się też pod wpływem pocałunków czy seksu, odpowiadając za poczucie przyjemności, rozkoszy. Powoduje szybsze bicie serca i przepływ krwi. Wyzwolona na ścieżce nagrody dopamina wędruje dalej, do hipokampu – obszaru odpowiedzialnego głównie za emocje. I to właśnie hipokamp rejestruje sygnał i daje nam znać, że ,,jest ekstra!”. Mózg zapamiętuje ten stan i pragnie, by się powtórzył. I właśnie w tym kroku zaczyna się podobieństwo między uzależnieniem miłosnym, a narkotyczny. Podobnie jak w przypadku narkotyków, i przy dopaminie z czasem dochodzi do procesu habituacji, czyli swego rodzaju przyzwyczajania się do bodźca, uodparniania się na niego. Wtedy też by uzyskać podobny efekt, potrzebna jest większa dawka niż była potrzebna wcześniej. Morfista z czasem potrzebuje większą porcję leku by uśmierzyć tak samo nasilony ból. Osoba zakochana z czasem potrzebuje coraz więcej spotkań z ukochanym. Oczywiście sytuacje, w czasie których uwalnia się dopamina, mogą być przeróżne i są bardzo indywidualne. Na przykład w czasie picia alkoholu. Dlatego też alkohol w niewielkich (niewielkich!) ilościach jest afrodyzjakiem, ponieważ przyspiesza produkcję dopaminy ( w większych niż ,,niewielkie’’ ilości oczywiście wciąż ją produkuje, ale przestaje być afrodyzjakiem bo a)nie jesteście w stanie wypowiedzieć sensownego zdania b)zgonujecie c)nie jesteście w stanie uprawiać seksu ze względu na zaburzoną hydraulikę). Na imprezie dodać można do tego rytmiczną muzykę działającą wprost hipnotyzująco. Tak więc od dziś całowanie się na imprezie z nieznajomymi (albo i nie) możecie tłumaczyć naukowo. Nie ma za co! Ale! Efekty jakie daje hormon zależna są od miejsca, w jakim jest aktywny. I tak dopamina może działa zarówno w ośrodkowym, jak i obwodowym układnie nerwowym. Działając w układzie limbicznym (limbusie), pełni istotną rolę w regulowaniu emocji i nastroju, radzeniu sobie ze stresem i lękiem. Wpływa też na umiejętność podejmowania decyzji oraz kontroli pragnień. Powodując dobry humor, korzystnie wpływa na rozwój umiejętności społecznych. Wpływa na naszą motywację, chęć działania i wytrwałość w dążeniu do zamierzonego celu. Działając w układzie pozapiramidowym wpływa m.in. na napięcie i koordynację pracy mięśni. Stąd charakterystyczne objawy choroby Parkinsona, będącej efektem znacznego obniżenia poziomu dopaminy (wynikającego z obumarcia w mózgu komórek odpowiedzialnych za jej wytwarzanie): sztywność mięśni, drżenie kończyn w spoczynku, spowolnienie ruchów. Działając w podwzgórzu dopamina pobudza wydzielanie hormonu wzrostu i prolaktyny. Nieprawidłowe działanie receptorów i transporterów dopaminy jest jedną z głównych przyczyn występowania ADHD. Jakie są konsekwencje niedoboru dopaminy? Przede wszystkim obniżony nastrój, trudności ze wstawaniem, lęk i wewnętrzne napięcie, a co za tym idzie: brak motywacji do działania, bierność i skłonność do depresji oraz przemęczenie. Mniejsze wydzielanie dopaminy może przypominać objawy głodu narkotykowego. Objawy nadmiaru dopaminy skojarzyć można ze stanem początków zakochania. Następują trudności z koncentracją uwagi, percepcją czasu i przestrzeni, zaburzenia percepcji. W skrajnych przypadkach powodować może halucynacje i urojenia oraz skłonność do zachowań ryzykownych, np. hazardu. Potencjał uzależniający różnych substancji zależy właśnie od tego, jaki wzrost dopaminy powodują i szybkości z jaką działają. Kokaina np. podnosi poziom dopaminy w ciągu kilku sekund od spożycia, dlatego też zaledwie kilka dawek może prowadzić do uzależnienia, a terapia mająca na celu zmniejszenie chęci zażycia narkotyku jest bardzo długotrwała, a nawet jak chęć zniknie, to może niespodziewanie wrócić. Anormalnie wysoki poziom dopaminy powodować może psychozę i schizofrenię, dlatego zaburzenia te leczy się lekami mającymi na celu zmniejszenie poziomu dopaminy. Zaburzenie wydzielania dopaminy jest też jedną z głównych przyczyn depresji i zespołu Tourette’a. Co zrobić, by samodzielnie zwiększyć (ale bezpiecznie, wciąż pozostając w granicach normy) poziom dopaminy? Nie trzeba się od razu zakochiwać (choć można, polecam!) , wystarczy wprowadzić do swojego jadłospisu kilka nowych pozycji, przede wszystkim dużo warzyw i owoców. Najbardziej wartościowe pod tym względem są banany, szczególnie te bardzo dojrzałe, ponieważ w trakcie dojrzewania produkowana jest substancja zwana chininą dopaminową, stanowiąca naturalnie występującą formę dopaminy. Poleca się też spożywanie w dużej ilości truskawek, jagód, żurawiny, ziaren słonecznika i migdałów, przy równoczesnej rezygnacji lub ograniczeniu z potraw ciężkostrawnych i tłustych oraz tych zawierających dużą ilość cukru. Warto ograniczyć też spożywanie kawy, która początkowo zwiększa ilość serotoniny po czym znacząco zmniejsza poziom dopaminy, oraz pamiętać o negatywnym działaniu większych ilości alkoholu. Szybki przypływ dopaminy uzyskamy też dzięki zjedzeniu ulubionych lodów lub posłuchaniu ulubionej muzyki, pójściu na spacer, bieganiu lub w czasie uprawiania seksu. Dziś będzie męsko! Bardzo bardzo męsko. Bo będzie o hormonie, który w przeogromnej mierze odpowiada za poczucie męskości będąc przy okazji oskarżanym ,,o łez strumienie/ osamotnienie/ zdradę/ gniew/ wojen płomienie/ przelaną krew’’, czyli mówiąc krótko i bez dalszego cytowania: testosteronie. Dla spragnionych wiedzy, inna nazwa tego przyjemniaczka : 17β-hydroksy-4-androsten-3-on. Dla wielu zapewne będzie to raczej przypomnienie niż zaskakujący artykuł, ale i to jest tu potrzebne ;) Najpierw troszkę podstaw biologii. Testosteron jest podstawowym męskim steroidowym hormonem płciowym. Produkowany jest w jądrach oraz – w niewielkich ilościach – przez jajniki, korę nadnerczy i łożysko. Jego receptory znajdują się w mózgu, kościach i mięśniach. W jądrach odpowiada za powstawanie plemników. Poziom testosteronu jest kwestią indywidualną – zależy od mózgu, konkretniej przysadki mózgowej kontrolowanej przez podwzgórze. Istotny jest również wpływ odziedziczonych po przodkach genów. Tyle wstępu. Teraz garść ciekawostek. Testosteron znacząco wpływa na to, jak się czujemy (my, bo kobiety również) i jak myślimy. Odpowiada za budowę ciała – jego proporcje, umięśnienie i sylwetkę. Odpowiada również za wtórne cechy płciowe, takie jak głos (jego obniżenie) oraz typ (i ilość) owłosienia – jego nadmiar może spowodować m.in. łysienie przy równoczesnym dużym owłosieniu reszty ciała. Decyduje o kształtowaniu płci i cech płciowych w życiu płodowym. W stadium płodowym o tym, czy urodzi się chłopiec czy dziewczynka, decyduje testosteron wydzielany przez matkę do mniej więcej 14. tygodnia życia płodu. Niedobór lub brak testosteronu powodować mogą wady rozwojowe, takie jak obojnactwo. Jak widać, testosteron wpływa na wiele funkcji życiowych, również seksualność. W jej zakresie, odpowiedzialny jest za wydajność funkcji seksualnych – decyduje o uczuciu podniecenia i pożądania, wywołuje erekcje spontaniczne i wzwody psychogenne, orgazmy i ejakulacje. (aaaaaa! Takie wtrącenie autorki w połowie tekstu. Dopieszczam wpisy o erekcjach i orgazmach, oczekujcie, będzie fajnie! :D ) Poziom testosteronu (w normie oscylujący między 2.8 a 8.0 nanogramów na mililitr krwi) z wiekiem obniża się. Do około 30. roku życia poziom ten pozostaje na stałym, wysokim poziomie (swoje maksimum osiągając koło dwudziestki). Jego obniżenie (nie ,,wygaśnięcie’’ ani inne ,,wyginięcie’’) prowadzi do powstania stanu znanego jako andropauza. O tym, jak szybko spada poziom testosteronu, decydują takie czynniki jak styl życia, odżywianie, poziom stresu, używki. A jak wygląda poziom testosteronu w ciągu dnia? Około 8 rano jest go najwięcej – wtedy też mężczyźni są najbardziej pewni siebie, najlepiej funkcjonują im zmysły i najbardziej chcą seksu. Pomiędzy 13-18 poziom testosteronu systematycznie maleje. Wpływając na budowę ciała, ilość testosteronu wpływa również na długość penisa i jego przyrost w czasie procesu dojrzewania. Ilość nasienia produkowanego przez jądra zależna jest od ich wielkości: większym jądrom – a co za tym idzie większej ilości nasienia przez nie produkowanego – zazwyczaj towarzyszy dłuższy penis. (o wymiarach penisa i jąder będzie osobny wpis, ale w ramach ciekawostki już tutaj mogę napisać że średniej wielkości jądra mężczyzny mają od czterech do pięciu centymetrów długości i około trzech szerokości. Z nieznanych (jeszcze!) powodów lewe jądro jest nieznacznie mniejsze od prawego, a ciężar jąder uzależniony jest od rasy – jądra Chińczyka są średnio dwa razy lżejsze niż Europejczyka. Swoją drogą ludzkie jądra i penis są swego rodzaju wybrykiem natury… Ale o tym kiedy indziej.). Nadmiar testosteronu zdarza się stosunkowo rzadko, najczęściej w przypadkach prowadzenia terapii z jego użyciem. Podwyższona ilość hormonu sprzyja zachowaniom agresywnym i skłonności do zachowań ryzykownych (stąd czasem testosteron nazywany jest ,,hormonem gwałtu i przemocy;’’), uzależnieniom od nikotyny, alkoholu (statystyczny Polak wypija pięciokrotnie więcej czystego alkoholu niż statystyczna Polka) i narkotyków oraz samobójstwom. Wysoki poziom hormonu sprzyja zachorowaniom na raka prostaty, powstawaniu trądziku i przetłuszczaniu skóry, problemom z oddychaniem w czasie snu (lub bezsenność) oraz obniżeniu ilości plemników ( i ich słabej jakości). Zdarzają się również przypadki impotencji oraz uszkodzenie mięśnia sercowego zwiększające ryzyko zawału serca. Z kolei obniżenie (częstsze niż nadmiar) poziomu testosteronu może być sposobem na długowieczność – mężczyźni pozbawieni jąder żyją średnio 13 lat dłużej niż mężczyźni z ich parką, ponieważ mają układ odpornościowy podobny do układu typowego dla kobiet - bardziej odporny na choroby i efektywniej z nimi walczący. Jednak żeby za szybko nie stwierdzić że zdecydowanie korzystniejszy jest niski poziom testosteronu trzeba wspomnieć o tym, że jego niska granica normy (lub niedobór) powodować może stany depresyjne, problemy z erekcją, zmniejszoną objętość spermy przy wytrysku oraz utratę masy mięśniowej i wzrost poziomu tkanki tłuszczowej (zwłaszcza piersi). Charakterystyczny jest również spadek poziomu owłosienia ciała, zmniejszenie rozmiaru jąder i spadek libido. Mężczyźni z niskim poziomem testosteronu doświadczają uderzeń gorąca, problemów z koncentracją, obniżenia nastroju i nadwrażliwości. A propos obniżenia nastroju. Objaw ten (długotrwały diagnozowany jako depresja) może pojawiać się zarówno w obniżeniu jak i nadmiarze testosteronu, przy czym z różnych przyczyn. W przypadku nadmiaru hormonu, mężczyźni częściej uczestniczą w sytuacjach sprzyjających obniżeniu nastroju, np. w bójkach. Z kolei niewielki poziom testosteronu najprawdopodobniej zmniejsza produkcję serotoniny, odpowiadającej za poczucie szczęścia (wytwarzanej m.in. w czasie seksu i uprawiania sportu). Ciekawą (no ok. Dla mnie ciekawą.) sprawą jest fakt, jak zmienia się poziom testosteronu u mężczyzny po narodzeniu się jego dziecka. Kanadyjscy endokrynolodzy (to ładniejsze i bardziej wiarygodne niż ,,amerykańscy naukowcy’’) podjęli się takich badań porównawczych, z których wynikało, że średni poziom testosteronu po narodzinach potomka wyraźnie (u wszystkich badanych!) spadał oraz przez dłuższy czas utrzymywał swoją obniżoną wartość. Naukowcy uzasadniają to przystosowaniem się poziomu libido mężczyzn do faktu, że a) kobieta po porodzie staje się na pewien czas seksualnie niedostępna b) niższy poziom libido zmniejsza skłonność mężczyzn do agresywnych zachowań i uspokaja, lepiej dostosowując go do roli ojca. Inni naukowcy (tym razem już amerykańscy) zbadali zależność między poziomem testosteronu a stanem cywilnym. Okazało się, że po zawarciu małżeństwa poziom hormonu spada i utrzymuje się na stale niższym poziomie, ale momentalnie rośnie gdy dochodzi do rozwodu. Dlaczego? Najpewniej dlatego, że wyższy poziom testosteronu przed ślubem i po rozwodzie pozwala na bycie bardziej władczym, odważnym, bycie ,,zdobywcą’’, a co za tym idzie – znalezienie partnerki i ,,wygranie’’ rywalizacji o jej względy. Z kolei obniżenie jego poziomu po ślubie prowadzi do ,,złagodzenia’’ charakteru, pozwalając na utrzymanie przy sobie partnerki. Z kolei badania przeprowadzane na sportowcach wykazały, że poziom testosteronu zmienia się w zależności od powodzenia. Podwyższony poziom po zwycięstwie pomaga przygotować się do roli dominatora, podczas gdy spadek po przegranej ułatwia przystosowanie się do uległości i odczekania, aż pojawi się kolejna okazja do powalczenia o swoje. Pamiętać trzeba, że testosteron obecny jest również u kobiet, produkowany w niewielkich ilościach przez jajniki. Za co u nich odpowiada? Za prawidłowe funkcjonowanie jajników oraz – podobnie jak u mężczyzn – wytrzymałość kości i poziom libido. Nadmiar hormonu może u pań spowodować zaburzenia cyklu menstruacyjnego, niepłodność , obniżony popęd seksualny, przybieranie na wadze, depresję lub nadmierne owłosienie ciała przy równoczesnym łysieniu. Jak zbadać poziom testosteronu? Bardzo łatwo – należy udać się do laboratorium medycznego, gdzie za około 25 zł pobiorą nam krew i na jej podstawie oznaczą jego ilość. Dzięki temu zyskamy wiedzę, czy mamy optymalny poziom testosteronu, czy też może lepiej podjąć terapię mającą na celu jego zmniejszenie lub podwyższenie. Zaczynam: cykl tekstów o chemii miłości! Obedrę zakochanie z tajemniczości pokazując że to tak naprawdę grube ćpanie, a miłość to nic innego jak ciąg reakcji chemicznych (wciąż cudowne), a co! Miał być jeden obszerny tekst poświęcony wszystkim związkom chemicznym szalejącym w mózgu, ale uznałam że to na tyle niesamowita, piękna i przegenialna sprawa, którą jestem totalnie zachwycona, że należy się każdemu osobne miejsce na tej stronie. I dziś bohaterką wpisu będzie fenyloetyloamina, która to – jak już zdążyłam napomknąć w poprzednim wpisie - pełni bardzo ważną funkcję w procesie zakochania, będąc sygnałem samiuteńkiego jego początku. Fenyloetyloamnina to prosty związek, podobny do amfetaminy (to już zwiastuje niezłe jazdy, no nie?), występujący m.in. w czekoladzie, serach i wodzie różanej. Narkotyzuje nas, powodując pobudzenie ośrodka przyjemności i co za tym idzie, uczucie euforii. Powoduje m.in. szybsze bicie serca, brak tchu, zaczerwienienie policzków ( :( ), rozszerzenie źrenic, drżenie i pocenie dłoni. Działa też pobudzająco i energetyzująco (co może przyczynić się do bezsenności i braku koncentracji). Odpowiada też za poczucie pewności siebie osoby zakochanej i podniecenie. Tzw. ,,euforia biegacza’’ jest najpewniej właśnie efektem jej działania. Poza tym, jest pierwszą substancją zauważalną u osób deklarujących się jako zakochane. W kontakcie z obiektem uczuć pojawia się błyskawicznie w przeogromnym stężeniu, przekraczającym ponad 1500 procent normy. Dzięki swoim maleńkim rozmiarom jest w stanie przecisnąć się przez wszystkie receptory i z łatwością wchodzi do prawie każdej komórki mózgowej. Wspomniałam o czekoladzie jako miejscu w którym znajdziemy fenyloetyloaminę. Zajadanie się po rozstaniu lodami czekoladowymi ma jak najbardziej naukowy sens – stres związany z rozstaniem powoduje obniżenie poziomu fenyloetyloaminy, czujemy więc potrzebę jej uzupełnienia. Jest jednak małe ,,ale’’. Aby uzyskać jej poziom z etapu zakochania, trzeba by zjeść około 5 ton ciemnej czekolady. Poza tym raczej ciężkim do osiągnięcia sposobem (challenge…?), fenyloetyloaminę bardzo ciężko czymkolwiek zastąpić, ponieważ jest wytwarzana endogennie – nie można jej zatem sobie np. wstrzyknąć w żyłę by zaczęła działać w mózgu. Można ją co prawda w łatwy sposób zsyntetyzować laboratoryjnie, ale wstrzyknąć już nie. Musi być wytworzona endogennie. Ale zawsze warto spróbować obdarować obiekt naszych westchnień czekoladą. Nie zaszkodzi, a może pomóc. (A dzień kobiet blisko… Nic nie sugeruję. Nic a nic.). Co robi fenyloetyloamina w mózgu? Rozgaszcza się w najlepsze, powodując aktywację receptorów. Pobudzeniu podlegają głównie receptory opioidowe, które w tym stanie mogą przyjąć duże ilości opiatów (głównymi ich przedstawicielami są morfina, kokaina, heroina… Wszystkie substancje narkotyczne). Do grupy opioidów należą też naturalnie występujące w ludzkim organizmie peptydy, w tym endorfiny. Ich ogromne stężenie pojawia się w ludzkim mózgu podczas uprawiania seksu, wpływając na przywiązanie się do danej osoby. Dobrze o tym pamiętać idąc do łóżka z kimś, od kogo uzależnić niekoniecznie się chcemy. Nawet jednorazowy akt może skończyć się uzależnieniem – endorfiny przecież nie wiedzą, że to epizodyczna akcja. I tu leci historia dość okrutnego doświadczenia, w czasie którego zbadano poziom endorfin w czasie seksu. Otóż. Candace Per, amerykańska neurobiolog, spadła z konia. Po wypadku tym odczuwała bardzo silne bóle kręgosłupa. W czasie rehabilitacji regularnie wstrzykiwano jej morfinę, po której nie tylko mijał ból, ale i następował rodzaj euforii porównywalny do tej odczuwalnej w czasie orgazmu. Zaczęła się więc zastanawiać, jakie reakcje zachodzą w mózgu pod wpływem opiatów, oraz jakie wywołuje to emocje. W 1972 roku zbadała więc szczurki. Parzyła je, i w różnych etapach aktu zdejmowała samca z samicy, otwierała im czaszki, wyjmowała mózgi, po czym mieszała w specjalnym urządzeniu podobnym do miksera. Następnie tak przygotowaną papkę napromieniowywała substancjami radioaktywnymi, aby sprawdzić, jak bardzo receptory są w danym momencie aktywne, po czym badała aktywność receptorów opioidowych przed seksem, w trakcie i po nim. W wyniku badań pani Candace odkryła następujące zależności: w momencie ejakulacji (albo chwilkę przed) ilość endorfin przekracza 240% w porównaniu z samym początkiem aktu. Największe ich stężenie było w sekundach poprzedzających wytrysk. Badaczka chciała więc sprawdzić, czy podobnie zachowuje się mózg ludzki, ale z oczywistych (mam nadzieję że oczywistych dla wszystkich tu zgromadzonych) względów nie mogła tego zrobić za pomocą tego samego sposobu. Ale! Potrzeba matką wynalazków – Candace kazała zsyntetyzować specjalną gumę do żucia, którą wraz z mężem żuła podczas różnych momentów seksu, wykorzystując wiedzę o tym, że jeśli opiaty wydzielają się w mózgu, to w naturalny sposób przedostają się też do płynów ustrojowych (również śliny). Następnie wypluwali gumy i mierzyli stężenie zawartych w nich opioidów. Wnioski z żucia? Tuż przed osiągnięciem orgazmu (i w jego trakcie) w mózgu jest około 200% więcej aktywnych hormonów szczęścia niż na początku seksu. Podobnie jak u szczurków. Dalszy wniosek: i zakochanie, i miłość, i seks, to tak naprawdę totalny narkotyczny odlot. I w ten oto sposób z wpisu o fenyloetyloaminie zrobił mi się wpis o endorfinach ogólnie…. Ale mam nadzieję że mimo wszystko ciekawie ;) A dokładniej o innych endorfinach w kolejnych wpisach :)) |
Autorka
Fascynatka wiedzy z zakresu neurologii, psychologii i seksuologii. Fanka pracy z mikrofonem, z dziennikarstwem radiowym i sztuką dubbingu na czele. Archiwa
Listopad 2017
Kategorie |